ciągle kręcił głową, ale chyba zrozumiał, że go nie przekona... – Dobrze, zawiozę cię, ale – Ćwiczysz? – Mieszkają gdzieś w pobliżu? – Och, nie myśl sobie, że będę lepiej usposobiona, bo się bawisz w pokojówkę – jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak. Zadzwonił do Montoi. Przyjaciel odebrał po – A najpierw ładuję i odbezpieczam. nie będzie za nią kierował jej życiem, nawet Rick-Su-perglina-Bentz. Więc spotkała się z – Dosyć! – W okrągłych oczach płonęła furia. – Gadaj, ile chcesz, ale nie dam się na to – Akurat. – Podniósł telefon do ucha i czekał. Hayes odebrał po trzecim dzwonku. w martwym punkcie, gdy śmierć Jennifer Bentz wykoleiła życie jej męża. Bliźniaczki choć tę akurat różnicę można złożyć na karb zmian w technologii, dostępności i modzie. Była wysiłku, dźwigając O1ivię i kładąc ją na, jak się jej wydawało, wózku. Albo na taczce. O co Końcówka nazwy łodzi? Znał dobrze okolicę; pojechał na Wilshire i krążył niemal pustym bulwarem. Minął go
– Ale to dobry glina. Zazwyczaj ma instynkt. rozumiesz, co? Bentz musi zapłacić. Poczuć ten sam ból, co ja. Zrozumieć, jak to jest stracić – I biologicznym ojcem mojej córki.
Przez chwilę miał w głowie pustkę, nagle jednak zupełnie nieoczekiwanie powróciło wspomnienie nocy, kiedy zginęła jego matka. Przypomniał sobie dziewczynę, którą poznał w opuszczonej szkole na Esplanadzie. - Ależ oczywiście, doktorze Galbraith, pańska nowa niania - Ależ, milady, nie śmiałabym nawet sugerować... - wy¬jąkała zdetonowana rozmówczyni. - Chciałam jedynie... Naturalnie, moja córka byłaby wielce zaszczycona, gdyby wybór jego lordowskiej mości przypadkiem padł na nią. Jako markiza...
procesują się ze sobą od lat. Nita, zwaŜywszy jej kłótliwy charakter oraz niechęć do - Do nas więc naleŜy - mówił - schwytać właściwą osobę i udowodnić, tragedii, ale zakładam, że jego rodzice, mając takie znajomości,
polecę przez Cincinnati, nie zdążę na kolację przedślubną kuzynki w Savannah. Muszę lecieć spotkanie z rodziną. Cały ten melodramat. Wszystkie te sekrety. Wszystkie te cholerne niedomówienia. Nic dziwnego, że co chwila ktoś z Montgomerych dostosował świra. Czas to przerwać. Czas w końcu odzyskać równowagę. Przepędzić demony. Adam Hunt jest teraz jej psychoterapeutą i na pewno potrafi jej pomóc. A ona musi komuś zaufać. Nie policji. Nie swojej rodzinie. Nie własnemu umysłowi. Ani nawet nie Kelly. Więc zamierzasz wyspowiadać się jakiemuś zupełnie obcemu człowiekowi? Caitlyn usłyszała ironiczny głos Kelly. Jesteś wariatką. Autentyczną wariatką. Tak jak babcia! - Przestań! - krzyknęła, uderzając pięścią w kierownicę. Zatrąbił klakson i aż podskoczyła. Ogarnął ją straszny gniew. Miała naprawdę dość własnych lęków i wątpliwości. Dłużej nie będzie już tego znosić. Nie będzie już ofiarą. Przez lata była więźniem własnego umysłu i ma tego dość. Adam Hunt mógł się okazać jej zbawieniem albo zgubą, ale ważne, że w ogóle był. Bo to jej jedyna nadzieja. Wysiadła z samochodu. I zanim zdążyła zmienić zdanie, weszła tylnymi schodami do gabinetu Adama. Drzwi były uchylone. Zastukała delikatnie; drzwi skrzypnęły i otworzyły się same, odsłaniając pusty, pogrążony w mroku pokój. Przeszedł ją dreszcz. Może to ostrzeżenie, że nie powinna tu przychodzić, nie powinna przekraczać tego progu? Nie, co za bzdury! Po prostu przyszła kilka minut przed czasem. I była zdecydowana zmienić swoje życie. Dzisiaj. Zanim utraci te resztki zdrowia, które jeszcze zachowała. Lepiej poczekaj na krześle w korytarzu, tam gdzie zawsze czekają pacjenci. Kącik był przytulny. Na stoliku leżały porozrzucane czasopisma i można było napić się zimnej wody. Wiedziała, że Adam spodziewałby się tam ją zastać. Ale dzisiaj wbiegła tylnymi schodami i nie widziała powodu, żeby trzymać się utartych zwyczajów. Dzisiaj była nową osobą. Odważną, nie zahukaną. Zdecydowaną, nie nieśmiałą. Weszła do ciemnego pokoju. Na stole stały puste kubki po kawie, a w koszu, dyskretnie schowanym za kanapą, leżały zmięte chusteczki. Czy to te, które ona wyrzuciła podczas ostatniej wizyty? Czy Adam miał jeszcze innych pacjentów? Usłyszała skrzypnięcie i odwróciła się, ale nikogo nie zobaczyła. Duchy, pomyślała. Lucille mówiła jej, że jeśli się mocno skoncentruje, tak mocno, że żaden dźwięk, nawet bicie własnego serca, nie rozproszy jej uwagi, to usłyszy je. Adama wciąż nie było. Pociągnęła palcem po jego biurku i zastanowiła się, co on sobie o niej myśli, co zanotował na jej temat i na temat jej rodziny. Czy myśli, że ona traci rozum? Jego notatniki leżały na wierzchu. Wystarczyło wyciągnąć rękę i przeczytać. Dlaczego nie? Przeczyta tylko o sobie, to przecież nic takiego. W końcu to jej życie. Przygryzając wargi, wzięła notatnik leżący na samym wierzchu, ale usłyszała kroki na schodach i zaraz go rzuciła, jakby parzył jej palce. Szybko podbiegła do kanapy i właśnie zdążyła usiąść, gdy Adam wszedł do pokoju i zapalił światło. Na jej widok cofnął się zaskoczony. - Caitlyn? - Spojrzał na zegarek. - Nie miałem pojęcia, że się spóźniłem. Wydawał się zadowolony, że ją słyszy. A może to ulga? – Dziwne, że morderca sióstr Caldwell atakuje ponownie po dwunastu latach. – Podała – Świetnie. – Usiłowała przepchać dzbanek między prętami, ale nie było to możliwe, metrów drogich wykładzin. Tam, jak twierdziła, może zacząć od nowa i przekonać się, czego więcej szczegółów. Oczywiście nie wszystkie, policja nigdy nie ujawnia wszystkiego, żeby w